Ciało-Umysł-Dusza ZIEMIA-WODA-POWIETRZE-OGIEŃ - Ósmy Zmysł

3.1.22

Fake News nie są z nami od wczoraj. Paul McCartney nie żyje!

 

Coś musi być na rzeczy skoro ludzie o tym rozprawiają od prawie 50 lat? Czy aby na pewno? Wszyscy kochamy tajemnice, sekrety, mity, baśnie, legendy i niestworzone historie, nawet te współcześnie tworzone "naprędce".

Każdy chce wiedzieć więcej, lepiej, najszybciej, najpełniej.
Moja prawda jest "najprawdziejsza"!

Dyskusje o racji nad racjami prowadzą wszyscy i wszędzie, nie ważne czy dotyczy to spraw błahych czy też o znaczeniu wyższym, narodowym, ba globalnym często.

Większość "fake newsów" ma krótki żywot, są też i takie które ciągną się nad wyraz długo, lata całe...
Jeśli się było jednym z "Fab Four", The Beatles, 'lekko nie jest'. Historia o tajemniczym opuszczeniu ziemskiego padołu jednego z bardziej znanych muzyków wszechczasów, ciągnąć się będzie długo, bardzo długo... ponad jego prawdziwy grób. Legendy rock'n'rolla nie umierają nigdy.

O tym, że Paul McCartney jest w zaświatach od - ponoć - śmiertelnego w skutkach wypadku - mówiło się i pisało w mediach od dawna, gdzieś od 1969 roku, kiedy poskładano sobie wszystko "zusamen" do kupy. Jeden tajemniczy telefon do jednej z wielu prywatnych stacji radiowych w Stanach Zjednoczonych wystarczył aby rozpalić ogień wątpliwości.

Ponoć od końca 1966 roku Paul nie jest już tym samem Paulem, przesympatycznym i zawsze uśmiechniętym muzykiem, którego znamy z pierwszego okresu The Beatles. Został rzekomo zastąpiony dublerem, bardzo utalentowanym zresztą, który po delikatnych zabiegach kosmetycznych wpasował się w miejsce idealnie. I niby tworzy i nagrywa do dziś...

-------Dlaczego? Show must go on! Niespodziewana decyzja zespołu o zaprzestaniu koncertowania wymagała wytłumaczenia lepszego niż tylko oświadczenia o "zmęczeniu materiału" z powodu zbyt słabego nagłośnienia i niemożności wzajemnego słuchania się odtwórców.''-------------

Beatlesi tym samym uwolnili się od życia w nieustającej podróży - od 1960 do 1966 zagrali około 1400 koncertów.

Zdruzgotani fani musieli jakoś poukładać sobie porozrzucane klocki, trudniejsze niż najtrudniejsze puzzle. Nie ukręca się łba kury znoszącej złote jajka, przecież.
Jak sobie wyjaśnić niespotykany wcześniej w historii sukces zespołu muzycznego, który w krótkim czasie doprowadził do manii...beatelmani? Kilka lat istnienia, diametralne zmiany milowe w stylu i wizerunku czwórki z Liverpoolu. Wystarczy pobieżnie prześledzić dyskografię The Beatles aby z łatwością stwierdzić, że ich artystyczny rozwój, opanowanie instrumentów i struktura utworów, przebiegła niebywale błyskawicznie. Zmiana stylu, treści przekazu nie mieści się w głowach wielu odbiorców do dziś.

Tak zatem Paul "zginął" w wypadku samochodowym, został zastąpiony nowym muzykiem aby uniknąć masowej histerii i rozpaczy fanów zespołu. Pozostałą trójka The Beatles poszła rzekomo na układ, jak się bawić to się bawić. Wiele było do stracenia jeszcze więcej do zyskania. Porzucając działalność koncertową, można było się zaszyć w studio i tworzyć i eksperymentować do upadłego.
Kłamstwo powtarzane bez końca, na okrągło i wciąż prędzej czy później zostanie wzięte jeśli nie za prawdę, to przynajmniej za wielce możliwe prawdopodobieństwo.


Druga połowa lat 60'tych, czas "dzieci kwiatów", LSD, marihuana i inne używki, otwierające "trzecie oko", a może przede wszystkim wykręcone poczucie  humoru chłopaków z Liverpoolu dokonały dzieła. Wolność artystyczna, przemycanie podprogowych informacji, tajemnicze grafiki wykorzystywane na okładkach kolejnych płyt rozbudziły wodze fantazji. Porównania na zasadzie "znajdź różnicę" w kolorze oczu Paula, układu szczęki, kości policzkowych, uszu, wzrostu - nic nie uszło uwadze samozwańczym fachowcom od kryminalistyki detyktywistycznej wszelakiego sortu.

Efektów "pracy" domorosłych Sherlocków Holmesów jest co nie miara, do dziś w dobie internetu można spędzić całe godziny na dochodzeniu do ukrytej od ponad 50 lat "prawdy".

Zaczęło się już od Rubber Soul (1965), choć w trakcie nagrywania tej płyty "prawdziwy" Paul McCartney miał się całkiem dobrze, domniemany śmiertelny w skutkach wypadek samochodowy miał się zdarzyć rok później. Okładka i tytuł płyty ma już dawać do myślenia, przecież zdjęcie na niej zamieszczone jest zrobione z perspektywy umarlaka w grobie, tytuł ułożony jest w kształt odwróconego serca, symbolu śmierci :)

Kolejne płyty, przyniosły następne"dowody" konspiracyjnej teorii podmienienia Paula McCartneya . Na albumie Revolver (1966) pojawił się motyw otwartej dłoni nad głową Paula, oznaczający że nie należy już do świata żywych ;) Kamień milowy w dyskografii The Beatles album Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band (1967) dorzucił do pieca dokumentnie, spośród zgromadzonych w artystycznym kolażu słynnych postaci, spoglądających na teren wyglądający niczym świeży wykopany grób. 

Oprócz członków The Beatles nie ma tam ani jednej ówcześnie żyjącej osoby, nad głową Paula pojawia się ponownie symbol dłoni, tajemniczych, ukrytych podpowiedzi jest "mnóstwo". Dla przykładu, wszyscy Beatlesi stoją bokiem, tylko Paul zwrócony jest przodem. Cała trójka wygląda trójwymiarowo, tylko McCartney jest płaski, jakby wycięty z kartonu, nieprawdziwy.


OK, nie idźmy tą drogą choć wyniki skrupulatnego śledztwa przynoszą kolejne dowody na to, że ktoś tu się nieźle bawił:)

Powstawały kolejne płyty, choć jak się wydaje z perspektywy czasu duet kompozytorski Lennon/McCartney stracił rację bytu i pojawiał się bardzo sporadycznie.

Szalę goryczy i gwóźdź do trumny McCartneya przyniosło następne wydawnictwo. Na okładce płyty  Abbey Road (1969) Beatlesi przechodzący przez ulicę przypominają orszak pogrzebowy: John ubrany na biało reprezentuje pastora (lub Boga), Ringo na czarno, to nikt inny tylko pracownik zakładu pogrzebowego, niosący trumnę, Paul, oczywiście w tym przypadku jest zmarłym, ma zamknięte oczy i jest boso, George Harrison jest od brudnej roboty, ubrany w luźne, dżinsowe ciuchy nie przeszkadzające w pracy grabarza:)

Przecież to oczywiste, no nie?

Co krok zwodzeni jesteśmy przez zmysły, zalew informacji wyglądających czyściej niż krystaliczna woda. 

Zaślepienie i zamglenie w umysłach jakby coraz większe.

Osobiście lubię wracać do czasów The Beatles (1963-1965), kiedy płyty przyniosły ponadczasowe i lekkie w odbiorze hity typu, Please Please Me, Love Me Do, Help czy Yesterday; z takim samym entuzjazmem, lubię odświeżać przeboje z okresu późniejszego (1966-1969) Lucy in the Sky with Diamonds, Penny Lane, Strawberry Fields Forever, Hey Jude, Let It Be, ech, dużo by wymieniać.
"Sobowtór" zrobił niezłą robotę :)

Oron

P.S
Bardzo szanowany w świecie mediów opiniotwórczych, magazyn the Rolling Stone (jak i wiele innych, poniżej Vinyl Rewind), również pochylił się nad tematem domniemanej śmierci Paula. Czy to skończy sprawę i dochodzenia internautów:

Wydaje mi się, że wątpię:)





INVOCATIVE

INVOCATIVE