Mamy dwie kotki,
totalnie różne wyglądem i charakterem,
ale śpią pod jednym 'beszamelem'.
W sensie - z jednego 'sosu’ się urwały,
ale ciągną w zupełnie różne zachowania i dyrdymały...
Jedna lubi dzikie pola, to co nieznane -
lubi skakać, zwiedzać, poznawać, uciekać, łapać
(dlatego nie można jej fotografować).
Druga woli ludzkie kolana, to co bliskie i kochane.
nie oddalać się od domu, w kocyku się zawinąć
i po prostu sobie chrapać.
Czasem się łomocą, a czasem, niby od niechcenia
okazują sobie tę dbałość urzekająco kocięcą.
By zaraz znowu pazury pokazać
I swoją drogą pójść, na nic nie zważać.
Czy mam je rozsądzać, przytulać, osądzać?
Powiedz ludu miły,
która kotka lepsza?
No która?
Może byśmy się zdziwili.
Bo czy warto na swoją stronę ciągnąć i naginać,
to wszystko co inne, różne?
I tych wszystkich, którzy różnorodności -
nie mogą i nie chcą -
akceptować i podziwiać?