Zawsze miałam wrażenie, że w bratkach mieszkają małe duszki, które nas pilnie obserwują, gdy zakwitają wczesno-późną wiosną i towarzyszą przez całe lato, prawie. Te niewiniątka, jako ozdoba wspaniałe, maja też swoje drogocenne działanie.
Są jak wspomnienie rajskiego ogrodu, zachwycające swym kolorytem, choć pozbawione zapachu. Ich daleki, dziki i skromny kuzyn, fiołek - to nadrabia.
Płatki bratków - tych nie rosnących przy drogach, ale gdzieś na zagonach - są jadalne, jeśli wokół nie ma upraw z pestycydami. Nie powiem, że uroczo smakują, bo nie, ale wyglądem nadrabiają. Można spożywać surowe, jako dodatek do sałatki. Można zaparzyć świeże lub suszone (ale komu sie chce w to bawić?) herbatki.
Działają odświeżająco od środka, szczególnie na starsze panie, są bowiem lekiem na różne hormonalne przydatki, stosowanym od stuleci, przez nasze fajne i mądre babki.
Dodają uroku od środka i na zewnątrz
Herbatka z bratka z własnej rabatki to niebiańska przyjemność, najlepiej z odrobiną jakiegoś bardziej wyrazistego zioła. Inaczej musielibyśmy ogołocić cały pas kwitnącej ziemi, żeby poczuć smak tej maleńkiej, ogrodowej rośliny.
Niemniej jednak ich działanie jest niezwykle pożądane. od środka wypędzają toksyczność, oczyszczają. To samo można zrobić do kąpieli, na skórę zadbaną.
Bratki są mocno cenione w kosmetyce, więc same możemy sięgnąć po ich moce ukryte. Niech nie spowijają naszej wstrzemięrzliwości w cudzej praktyce. Lepiej samej zrobić napary, mazidła i kremy a to co zostanie to na podwieczorek zjemy. Z lodami, owocami, dla rodziny, aby boskie szczęście i promienie słoneczne - zawsze nas oświetlały.